albo ktoś, kto zna zachowania kotów, potrafi je wytłumaczyć. ja tylko sobie dorabiam ideologię do tego co widzę i dalej nic nie rozumiem.
a, że wyobraźnię mam, że ho ho, to i wytłumaczenia najróżniejsze są
ale do brzegu, jak mówi klarka.
no co, nie będę sobie przywłaszczać jej powiedzenia.
pisałam
o małym kotku, co to go matka przyprowadziła na nasze podwórko.
kocina nie miała wtedy nawet dwóch miesięcy, dokładnie półtora. a ponieważ byłą jedynakiem, jedynaczką właściwie, to wykarmiona była dobrze.
mamusia pobawiła się z dzieckiem jakiś tydzień i ....pogoniła mu kota!
dosłownie! zlała kociaka i poszła sobie.
odeszła mniej więcej w tym czasie, kiedy gapa przyniosła w pyszczku swojego ledwo żywego kociaka.
jedynego, którego udało jej się uratować.
jakie przygody mieliśmy, jakie leczenie, jakie kino i teatr równocześnie gdy się kociaki po jakimś czasie spotkały pewnie kiedyś opiszę, bo jest o czym pisać.
gapa po krótkim czasie adoptowała piecuszkę, zaczęła się z nią bawić jak ze swoją córeczką, myć ją, strofować.
mało tego, dopuściła obcego kociaka do cyca.
a elektryczka przychodziła na posiłki, równo lała oba koty, nawet je goniła, żeby przylać.
po pewnym czasie zaczęły się przed nią chować.
przedwczoraj kociczka przyszła na podwórko i zaczęła bacznie przyglądać się kociakom. po jakimś czasie przestały się chować, ona się nie zbliżała.
wczoraj stała się rzecz dziwna, moim zdaniem..
elektryczka raniutko przyszła na podwórko i zaczęła nawoływać.
ona nie wiedziała który kociak jest jej!
piecuszka zaczęła nasłuchiwać i niepewnie podeszła do matki. obwąchały się a potem zaczęły się bawić.
gapa patrzyła na to wszystko ze swoim niezmąconym, stoickim spokojem.
a teraz sytuacja jest taka: obie mamy dają sobie buziaki, myją sobie łebki.
obie również karmią kociaki: i pieczuszkę i wypłosza.
obie bawią się z dziećmi, jedzą, pilnują swoich dzieci nawzajem.
elektryczka chodzi krok w krok za kociakami i choć one są szybsze to i tak ma je w zasięgu wzroku.
a jak znikną to nawołuje.
gapa się aż tak nie przejmuje, to już jest za nią.
jak to możliwe? po tak długiej przerwie matka wraca do kociaka?
kociak jej kołki na głowie struga a ona to znosi ze stoickim spokojem?
i zrobiło się stado, a przecież koty nie są zwierzętami stadnymi, to nie lwice.
i jeszcze jedno.
czy to jest możliwe, żeby matka piecuszki w czasie tego miesiąca urodziła kolejne kociaki?
nie za szybko?
piecuszka urodziła się 7 maja .
w dodatku wczoraj któraś z kocic przyniosła nam martwego kociaka i położyła na trawie przy stole.
w takim miejscu, że nie mogliśmy przeoczyć.
kociak miał długą pępowinę nie odgryzioną.
mierzył jakieś 15 cm.
nie miał żadnych ran, po prostu nie żył.
jak myślicie, czy te dwa wydarzenia mogą mieć związek?
bo moja wyobraźnia zacznie niedługo przypisywać tym dwóm kotkom ludzkie uczucia...