kiedy tak przez ostatni tydzień oglądałam na różnych programach prognozę pogody (a nuż będzie ta, co mi pasuje?), śmiech mnie ogarniał pusty...
w każdym programie na mazurach lało, grzmiało i wiało....
tylko, ze to w telewizji było, bo w rzeczywistości to już niekoniecznie.
upał 33 stopnie, wiatru zero - w domu zdecydowanie chłodniej.
koty piły jak smoki i chodziły z pootwieranymi pyszczkami, albo padały jak długie pod krzakami.
nawet miaukotek przestał polować na ważki i przestał zwracać uwage na wróble co mu złośliwie co i rusz przed pyszczkiem przelatywały.
dziś, no nie, wczoraj nastąpiła lekka zmiana.
rano lało, trochę się ochłodziło , ale od 11 duchota potworna. słońce, parowanie wody, zupełnie nie było czym oddychać.
jednym słowem - sauna!
a teraz, w nocy słyszę, że pada...
ta pogoda to sobie z nas żarty robi, a ja z moim sercem ledwie zipię.
za to mój ogródek nieco pięknieje....
pnące różyczki pięknie kwitną. no, dwie dopiero, ale pączków pełno. na tych rabatowych też pączki.
nawet niektóre dalie maja pączki...
dziś odwiedziło nas niezbyt sympatyczne towarzystwo czarnych muszek. wszędzie ich pełno - oddychało się muszkami a potem pluło. bleee!
no dobra, teraz chwalę się kwiatkami!
muszki, muszki na moich ulubionych zółtych kwiatkach, których nazwy nie znam.
łan onętków = kosmosów = warszawianek - długo ich szukałam. niewysokie jeszcze, ale jak ten łan zakwitnie i podrośnie....
na wiosnę kupiliśmy w naszym ulubionym sklepie internetowym jeden z czterech clematisów. ten zakwitł pierwszy.
moje ulubione smolinosy. źle tu mają, trzeba je będzie na jesieni przesadzić.
warszawianka w zbliżeniu.
kolejna pnąca różyczka w kolorze różowo perłowym. ma na razie mało kwiatów, ale muszek mnóstwo!
a to już inna, różowa!
i to moja młodziutka, wsadzona na jesieni różyczka.
niestety ona i jeszcze jedna mają dziurawe listki i nigdzie nie mogę znaleźć przyczyny
a na koniec maleństwo, które nieco bryka, ale jeszcze się boi, choć dziś wlazło w miskę rudego felka i nie zwracając uwagi na syczenie wypłoszyło rudzielca!
od gapy oberwało łapką, bo zbyt długo sie jej ogonem bawiło a to nie jego matka.
aż boje się myśleć co będzie, jak gapa przyprowadzi swoje.....
nie jestem w stanie wysterylizować i wykastrować wszystkich kotów na wsi....