jakiś tydzień temu, pracuś, jak codziennie, wyniósł na dwór kolację dla kociego towarzystwa.
po chwili mnie woła.
- chyba mam coś z oczami, dość ciemno jest i dobrze nie widzę. kurza ślepota, czy co...
-ale o co chodzi ?- pytam.
-popatrz na te koty, przytyły ? tak z dnia na dzień? zwłaszcza gapa jakaś szeroka...
no to ja patrzę na koty i coś mi się nie zgadza.
gapcia czarna jak smoła, wprawdzie przytyła trochę, tak jak inne koty, ale nie aż tyle.
przyglądamy się dalej i....o matko moja jedyna!
są trzy malutkie kociaki.
jeden czarny , jeden czarno biały i jeden piękny ciemno bury
tylko skąd się wzięły?
wprawdzie cwaniaczka urodziła kociaki w końcu czerwca, ale w czasie żniw ślad po niej zaginął.
kociaki by tyle czasu same nie przeżyły...
tofinka też była przy nadziei, ale bardzo krótko, nie urodziła.
no to skąd te koty????
przyszły jakiś kilometr spod lasu?
niemożliwe.
kociaki ufne, widać, że ludzi się nie boją....
najadły się i dały dyla w ciemność.
z wrzaskiem niesamowitym.
i tyle je widzieliśmy... ja już myślałam, że halucynacja zbiorowa to była...
ze trzy dni temu pokazał się burasek - okazuje się, że to najodważniejszy kociak z tego towarzystwa.
traf chciał, że na swoich podwórkach byli akurat grzesiek i pracuś.
no i pracuś niewiele myśląc zapytał o koty.
grzesiek jak zobaczył buraska - maiukotka, nieco się wkurzył. powiedział, że te koty to oni dostali, bo nie miał się nimi kto zająć a zima idzie....
a ten skubany do sąsiadów poleciał...
no, pomyślałam sobie, u was to im będzie dobrze, najedzą się chleba albo kartofli, z kurami w kurniku pośpią...
bożena zakomunikowała, że wstawili im do stodoły budę i koty tam mieszkają.
miałam na końcu języka pytanie, czy je sznurkiem przywiązała do tej budy.
niepotrzebnie.
jeszcze tego samego wieczora wszystkie trzy kociaki zameldowały się na kolacji a potem poszły spac do naszej piwnicy.
a w piwnicy to nie byle co, kołdra, poduszka...
teraz jak pracuś do piwnicy schodzi po schodach, to mu się osiem kotów plącze pod nogami.
tłumaczyłam, ze pewnego dnia bożenka wpadnie tu z jakimś ciężkim przedmiotem, bo te koty już w ogóle nie bywają w swoim domu.
jeszcze niedawno, gdy któreś z sąsiadów za płotem zakiciało, albo łyżką o talerz stuknęło, to cała hałastra gnała do kromki chleba albo ziemniaka.
teraz nawet jak któreś wyrwie, to w połowie drogi zatrzymuje się i zawraca .
i pewno moi sąsiedzi napiszą skargę do sołtysa, że im koty ukradliśmy....
o, albo my napiszemy, że grześki podrzucają nam koty do karmienia a my już nie wyrabiamy finansowo.
tak czy tak bardzo jestem ciekawa jak ta historia się zakończy .
kotów póki co nikt nie przetrzymuje - po prostu okno do piwnicy musi być na razie otwarte.
a koty jak koty - idą tam, gdzie im lepiej.
a oto nasze - nie nasze kociaki;
czarny - nienasz.
miaukotek o prześlicznym kolorze
z wrzaskiem niesamowitym.
i tyle je widzieliśmy... ja już myślałam, że halucynacja zbiorowa to była...
ze trzy dni temu pokazał się burasek - okazuje się, że to najodważniejszy kociak z tego towarzystwa.
traf chciał, że na swoich podwórkach byli akurat grzesiek i pracuś.
no i pracuś niewiele myśląc zapytał o koty.
grzesiek jak zobaczył buraska - maiukotka, nieco się wkurzył. powiedział, że te koty to oni dostali, bo nie miał się nimi kto zająć a zima idzie....
a ten skubany do sąsiadów poleciał...
no, pomyślałam sobie, u was to im będzie dobrze, najedzą się chleba albo kartofli, z kurami w kurniku pośpią...
bożena zakomunikowała, że wstawili im do stodoły budę i koty tam mieszkają.
miałam na końcu języka pytanie, czy je sznurkiem przywiązała do tej budy.
niepotrzebnie.
jeszcze tego samego wieczora wszystkie trzy kociaki zameldowały się na kolacji a potem poszły spac do naszej piwnicy.
a w piwnicy to nie byle co, kołdra, poduszka...
teraz jak pracuś do piwnicy schodzi po schodach, to mu się osiem kotów plącze pod nogami.
tłumaczyłam, ze pewnego dnia bożenka wpadnie tu z jakimś ciężkim przedmiotem, bo te koty już w ogóle nie bywają w swoim domu.
jeszcze niedawno, gdy któreś z sąsiadów za płotem zakiciało, albo łyżką o talerz stuknęło, to cała hałastra gnała do kromki chleba albo ziemniaka.
teraz nawet jak któreś wyrwie, to w połowie drogi zatrzymuje się i zawraca .
i pewno moi sąsiedzi napiszą skargę do sołtysa, że im koty ukradliśmy....
o, albo my napiszemy, że grześki podrzucają nam koty do karmienia a my już nie wyrabiamy finansowo.
tak czy tak bardzo jestem ciekawa jak ta historia się zakończy .
kotów póki co nikt nie przetrzymuje - po prostu okno do piwnicy musi być na razie otwarte.
a koty jak koty - idą tam, gdzie im lepiej.
a oto nasze - nie nasze kociaki;
czarny - nienasz.
miaukotek o prześlicznym kolorze
śliczny, nieco stroniący od ludzi przecinek
ja wiem, ze to nasza wina, bo zaczęliśmy karmić cudze koty, ale one takie zabiedzone były.
te małe już nie, ale nimi się kilka osób opiekowało, zanim tu trafiły.
słusznie bożena będzie miała pretensje, ale ja się odciąć umiem i jak się wkurzę, to bardzo grzecznie jej powiem co myślę.
grzecznie i dosadnie.
ps. wczoraj zaczęliśmy z bólem serca odzwyczajać koty od przesiadywania w piwnicy.
maluchy z początku protestowały, wracały jak bumerangi, ryczały w niebogłosy, że to niesprawiedliwe, waliły łapkami w okno salonu.
pies się wmieszał szczekaniem - awantura na pół wsi...
przeszło maluchom.
dziś co jakiś czas wpadają sprawdzić, czy nic się nie zmieniło i czy żarełko czeka.
i ganiają po drzewach.
mam nadzieję, że bez burzy się obejdzie.
ja wiem, ze to nasza wina, bo zaczęliśmy karmić cudze koty, ale one takie zabiedzone były.
te małe już nie, ale nimi się kilka osób opiekowało, zanim tu trafiły.
słusznie bożena będzie miała pretensje, ale ja się odciąć umiem i jak się wkurzę, to bardzo grzecznie jej powiem co myślę.
grzecznie i dosadnie.
ps. wczoraj zaczęliśmy z bólem serca odzwyczajać koty od przesiadywania w piwnicy.
maluchy z początku protestowały, wracały jak bumerangi, ryczały w niebogłosy, że to niesprawiedliwe, waliły łapkami w okno salonu.
pies się wmieszał szczekaniem - awantura na pół wsi...
przeszło maluchom.
dziś co jakiś czas wpadają sprawdzić, czy nic się nie zmieniło i czy żarełko czeka.
i ganiają po drzewach.
mam nadzieję, że bez burzy się obejdzie.
Nie masz możliwości kastracji ??
OdpowiedzUsuńOd nowego roku w Gminie powinny być darmowe talony...
Ja wszystko kastruje i sterylizuję co mi w rękę wpadnie :-)))
nie mam. nawet gdyby była za darmo. bo koty maja właściciela a właściciel musi wyrazić zgodę. rozmawiałam z weterynarzem, który kiedyś rozmawiał z nimi. niereformowalni. sprowadzili te koty, żeby te starsze nie rozmnażały się między sobą, tylko z nowymi. no szlag mnie trafia normalnie!
UsuńTen czarny to jak mały Mikeszek ...;)
OdpowiedzUsuńPiękne kociaki ,ale nie zazdroszczę tzw. darozjadów ;)
No ale jak tu nie dać jak to to patrzy ...\
Nie da się przemówić do rozsądku sąsiadce ?
Bez powodu to one nie emigrują ...
też pomyślałam o mikeszu, jak zobaczyłam czarnulka. teraz są w sumie 3 całkiem czarne koty...z sąsiadką nie raz rozmawiałam. "kotów się nie karmi i już".
UsuńKatastrofa z tej sąsiadki -//
Usuńciemnogród.....
UsuńJewcia przypomniałaś mi wpisem ,jak to pewnej zimy psy karmiłam i nie moja wina ze wielkie one były jak krowy.Gdy szłam do sklepu,one za mna , gdy szłam na poczte , do apteki lub gdziekolwiek,one za mną .bałam sie że kogos pogryza i będzie draka ( nie pozwalały obcym,chwiejnym facetom do mnie się zbliżyć.Gdy wychodziłam do sklepu mąz ze strachem w okno sie gapił z iloma psami wrócę
OdpowiedzUsuńza mną póki co koty łażą po polach. czasem drogą coś jedzie a one akurat pod samochód skaczą. kierowca ma przymusowe hamowanie. ale zawsze patrzy jak kilka kotów na spacer mnie wyprowadza. z psami nieco gorzej, bo rzeczywiście jak komu źle z oczu patrzy...
UsuńJewka jestem zdrowsza o Twój komentarz .
Usuńhahahaha.śmiech to zdrowie.
Zwłaszcza w dobie tak rozwiniętej techniki tego typu katastrofy mnie śmieszą do łez i do tego wrednie, bo nie użaliłam się nad Twoją niedolą
oj tam, oj tam:)))
UsuńCzarno widzę...:(( Obyście nie skończyli jako Bardotka, czy Villas, co ich własne koty nie zagryzły jeno temuż, że ludzie zdążyli pierwej...:((
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
mości wachmistrzu, nie uprawiaj czarnowidztwa. panujemy nad sytuacją wspólnie z wtajemniczonym weterynarzem. sami nie chcemy stada kotów na podwórku. zwłaszcza, ze mamy swojego w domu a on tego towarzystwa nie toleruje. pozdrowienia
UsuńJa pierniczę (no, bo święta idą, nie?), nie zazdroszczę. Mam dwa nowe rudzielce i nie panuję nad nimi (bakterie cholerne), chca mną rządzić, a ja się nie daję, ale potrafią mnie przechytrzyć, niestety. Ewciu, jeśli Ty panujesz nad sytuacją, to szacun wielki. Wiem, jakie to trudne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
panuję i nie dam się zjeść kotom. poza tym to są koty, których nie wpuszczam do domu, więc chcąc czy nie chcąc poluję w dzień na polach (widzę przez okno), wieczorem wpadną na kolacyjkę i na spanie biegną już do własnej stodoły. pozdrawiam:)
UsuńWidzę , że cała okolica prfzychodzi ogrzac się w Waszym zwieryńcu. Mysle , że sa w symbiozie z psami.. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńprzede wszystkim jakimś cudem tu się plotki szybko roznoszą....ściskam
Usuńpięknie, niedługo będą Cię w rodzinie nazywać Ewa Villas, i to nie z powodu przecudnego warkocza ani śpiewu.
OdpowiedzUsuńmoje dzieci to się stukają w głowę od dawna, patrzą na siebie porozumiewawczo....no bo jakim cudem z psiary stałam się kociarą? i to w ilościach hurtowych? trudno to zrozumieć jak sie nie zna kotów. uściski
UsuńNie zazdroszczę sytuacji. Ludzie bywają nieodpowiedzialni ale dlaczego z tego powodu macie cierpieć Wy? Serdeczności Ewo
OdpowiedzUsuńna razie panujemy nad tym. koty wpadają tylko na kolację. trochę utrudnień wprowadziliśmy, usciski
UsuńŚliczne kotki!!!
OdpowiedzUsuńtylko trochę ich dużo. pozdrawiam:)
UsuńKoty są piękne, ale jak ludzie zaczną Wam je podrzucać, to całe stado będzie się po podwórku pałętać. Trzeba mieć koty ale nie tyle. Siostrze mojej, jak miała na wsi dom, też podrzucali ludzie. Kiedyś taki zabiedzony kociaczek do niej trafił, a brzydki był i jakiś chory.Suka go wylizała, a spał z koniem w stajni i tak wyrósł z tego brzydactwa przepiękny kot. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńczyli piękna przyjaźń...mam nadzieję, że i u mnie kiedyś będzie zgoda na podwórku. serdeczności
UsuńBędzie zgoda na podwórku jak tylko Twoje ulubione zwierzaki tam zamieszkają i nikt nie będzie podrzucał innych. Spokojnej jesieni.
Usuńi tego właśnie nie mogę się doczekać, loteczko:)
UsuńTo faktycznie, nadmiar szczęścia, by nie powiedziec kotów. Mam nadzieje, że historaia ta się dobrze dla Ciebie i kotków skończy. Paczucha.
OdpowiedzUsuńjak to sie mówi "wzięłam sprawy w swoje ręce" i mam nadzieje, ze w dobrym kierunku zmierzam.
UsuńEwo, mam koleżankę, która kocha koty, ma ich już kilkanaście, większość podrzucona przez ludzi, chore, biedne koty, ona je leczy i karmi, co pociąga za sobą oczywiście koszty, to bardzo piękna cecha, niestety jest wykorzystywana przez ludzi, którzy to zauważą.
OdpowiedzUsuńlusiu, mnie tych kotów nikt nie podrzuca, wprost przeciwnie, sąsiedzi się wkurzają, że je karmię. kot powinien być na tyle sprytny, żeby sie sam wyżywić. w koncu stodoła duża, myszy sporo...a koty nakarmione. tylko nie rozumieją tego co im mówię: nakarmiony kot będzie bardziej łowny niż ten głodny...
UsuńŚliczne kociaki.I ja mam koleżankę której podrzucają koty i psy , ma 8 kotów i 5 psów.A ona stara się oddawać je w dobre ręce ale chętnych jest mało.Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńtu w ogóle nie ma chętnych, wieś rozrzucona bardzo, każdy ma po 2 koty. wszyscy sie tu z moich sąsiadów śmieją, że maja tyle kotów, ale oni postawili na ilość nie na jakość.
UsuńEwo tak pięknie piszesz o tych kotach, ale sytuacji Ci nie zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńA może zamknij jadłodajnię i napisz karteczkę: przeniesiona do sąsiadów.
Żart.
Uściski.
hahah, dobre. tylko, ze tam to kociny by z głodu padły:(
UsuńEwo Ty normalnie niedługo będziesz miała zwierzyniec. A najpiękniejsze, że piszesz o nich z takimi emocjami, z miłością.
OdpowiedzUsuńP.S Co do tekstu na górze. Ja tam mówię, że jak się komuś u mnie nie podoba to niech szuka szczęścia gdzie indziej. Twój blog to Twój kawałek sieci.
erinti, zawsze kochałam zwierzęta. jeszcze w warszawie ciagle któryś z psów u mnie pomieszkiwał. teraz poznałam koty i też mam dla nich otwarte serce. nie dam sobie wejść na głowę, ale i kotów nie pozwolę głodzić.
UsuńPS. właśnie. jednemu podoba się czarne, innemu białe. i niech każdy zostanie przy swoim:)
Mam przyjaciółkę, istną psią i kocią mamę, przygarnia pod swoje skrzydła wszystkie zwierzaki. Ma do tego warunki, bo mieszka na ranczu. Na dodatek wszystkie koty wiezie do sterylizacji, choć jej się nie przelewa. Tego lata sfotografowałam niektóre z jej kotów, które przychodzą od sąsiadów. Może kiedyś zamieszczę te zdjęcia na blogu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wieczornie.
anno, ja nie mogę wysterylizować tych kotów, bo nie jestem ich właścicielką. weterynarz proponował to moim sąsiadom. ale oni chcą mieć więcej i więcej....kotów, oczywiście. tylko kotów żal... pozdrawiam
UsuńMoja przyjaciółka nie patrzyła na to, że nie jest ich właścicielką, choć jak się później okazało, pięć kotów przeszło do niej od sąsiadów. Niestety, dwoje kociąt zginęło śmiercią tragiczną, czego nie mogła odżałować moja przyjaciółka.
UsuńPozdrawiam serdecznie.
możliwe, ze twoja przyjaciółka, anno, mogła sobie pozwolić na taką "samowolę". ja tu mieszkam zbyt krótko i nie mogę przez koty narazić się wszystkim mieszkańcom wsi. my, z miasta, wcale nie jesteśmy tu serdecznie witani. wprost przeciwnie. no, bo nie wiadomo po co my tu i na co. ech, tak to z ludźmi....
Usuńto ja też może się do Was przygarnę?:))
OdpowiedzUsuńmam kocią karmę dla lwów salonowych. odpowiada???
OdpowiedzUsuńNo to zrobił się ambaras, a koty dokładnie myją sobie uszka, bo jak tak to będzie deszcz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
ostatnio nie myją się specjalnie, głównie śpią...to co to znaczy? buziaki
UsuńHmm ... to może jakieś chorowite są :))
UsuńSerdeczności zostawiam.
one nigdy całkiem zdrowe nie były. a to katar, a to uszy....nikt nigdy o nie nie dbał. teraz tylko jak odkurzacze jedzenie wciagaja:)))
UsuńHa ha..ja takie znam z dobrym sercem co to się zarzekały...a mieszkają w bloku w Dużym Mieście- na razie obie na 4 skończyły ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
roksanno, ja się zarzekam, bo nie dam rady po prostu. i jakieś resztki rozumu mi pozostały. mam w domy stareńkiego kota i przede wszystkim jemu muszę zapewnić dobrą starość. a on tych kotów nie lubi. do domu żadnego nie wezmę, bo nie mam tyle kasy, żeby wszystkie zaszczepić i takie tam. odrobaczywiam je, leczę z kataru, krople do uszu wpuszczam jak trzeba....no i daję jeść. idzie zima i koty przeniosą sie do sąsiedzkiej stodoły, już teraz rzadziej wpadaja. jak sie sciemni to wiadomo, że kolacja będzie. serdeczności:)
UsuńSzkoda, że niektórzy luzie tak traktują woje zwierzaki... Kot, czy pies i inne zwierzę zawsze wyczuje kto prawdziwie o nim myśli, dba, naturalne, że przyszły do Pani. Chociaż wykarmić 8 kotów to różnica finansowa niż np. 2..:( tego to nie zazdroszczę...
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, koty bardzo ładne! Liczę na to, że sąsiedzi jednak zaczną inaczej (lepiej) postępować, a do Was koty będą chodziły nadal, ale tylko w odwiedziny :)
Pozdrawiam, zapraszam do mnie.
http://wachlarzemocji.blogspot.com
dziękuję za link:) moi sąsiedzi są reformowalni, nawet rozmowa z weterynarzem, bardzo obrazowa nie pomogła. oni wiedzą swoje i koniec!
Usuńa kot - to tylko kot. nie ten to inny. chociaż tych "łownych" to szkoda, jak zagina gdzieś w lesie czy polu. pozdrawiam:)
Choć wpadam do Kaczorówki tylko w sezonie i oprócz urlopu tylko na weekendy też miewam "wizytację" miejscowych kotów. Szperają w koszu na śmieci, wchodzą do domku i wyjadają psu z michy. Wystawiam im miseczkę z jedzeniem pod domek, bo mój pies kocha koty i chce się z nimi bawić, ale one psy kojarzą inaczej i zaraz zwiewają.
OdpowiedzUsuńTe Twoje "niemoje" bardzo ładne kotki. Zastanawiam się jakie argumenty przemówiłyby do Twojej sąsiadki, chodzi o tą sterylizację.....
żadne argumenty. koty maja sie rozmnażać, zjadać myszy i w razie jak który zginie w polu czy w lesie, to będą następne. i paragrafu na to, cholera nie ma!
UsuńWitaj, fajne zwierzaki u Ciebie. Też kocham koty, ale nasza Wiedźma jest bardzo agresywna do innych kotów, więc na razie nie możemy wziąć więcej. Gdzie dokładnie mieszkasz pod Iławą? Moi rodzice mieszkają w Siemianach nad Jeziorakiem. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńwitaj, natalio. ja mieszkam mniej więcej w takiej samej odległości od Iławy jak twoi rodzice, ale w przeciwnym kierunku. bardziej na brodnicę. i nie mam jeziora bliziutko. ale i tak jest pięknie:)
UsuńZ pogotowia już nie korzystam, kiedyś może i tak.Co do TiRów, to w 2000r, wracaliśmy z Białorusi i na drodze było ich tyle, że nabawiłam się strachu i do dziś, ja mąż wyprzedza jakiś wielgachny samochód, boję się i trzymam uchwytu kurczowo. Pozdrawiam cieplutko. U nas też mgła nad morzem.
OdpowiedzUsuńw tej chwili loteczko nic nie widać. nawet schodów na ganku. koszmar!
OdpowiedzUsuń