nie było mnie tu baaardzo długo, prawie 10 miesięcy. zbieram się do kupy i jakoś nie wychodzi.
dziś jest dla mnie dość ważny dzień. nie taki bardzo ważny, ale to pierwszy dzień mojego drugiego życia.
nie będę pisała elaboratów, powiem jedynie, że dziś mija 5 lat od dnia, kiedy lekarze ratując mi życie zrobili ze mnie osobę prawie niepełnosprawną.
lekarska rutyna to paskudna rzecz....
operacja wszczepienia bajpasów, to trzy godziny.
moja trwała dwanaście.
w międzyczasie panowie lekarze zafundowali mi trzeci zawał, niedotlenienie mózgu i śmierć kliniczną.
i oczywiście nikt z lekarzy na ten temat się nie zająknął a mnie nie przyszło do głowy, żeby o cokolwiek pytać zwłaszcza, że leżałam na oddziale z ludźmi, którzy mieli wymieniane zastawki.
zero kontaktu z takimi jak ja.
dowiedziałam się o tym co się wydarzyło dopiero po roku, od kolegi tamtych lekarzy. ten kardiochirurg zmienił miasto, szpital i stanowisko. na lepsze oczywiście. to on wyciągnął nagranie z mojej operacji i opowiedział mi o tym co się działo, bo sam chciał się dowiedzieć dlaczego tak bardzo źle się czuję, nie mam siły, a wysiłek, nawet minimalny powoduje ból wieńcowy, ból w skroniach i zadyszkę.
proponował sprawę w sądzie, ale akurat do tego ochoty ani zdrowia nie miałam i nie mam.
proponował sprawę w sądzie, ale akurat do tego ochoty ani zdrowia nie miałam i nie mam.
polecił mi znakomitego lekarza, ordynatora oddziału kardiologicznego.
zrezygnowałam z opieki pani doktor u której się leczyłam i zostałam pod opieką nowego lekarza, który przewrócił moje leczenie do góry nogami.
lepiej czuła się nie będę, w każdej chwili serce może zastrajkować.
źle mi jest z tym, że już nie jestem taka jak kiedyś, nie jestem sobą.
nie umiem się do tego przyzwyczaić i z tym pogodzić.
może to śmiesznie zabrzmi, ale koty, którymi się opiekujemy nadają sens mojemu życiu, kocham je, mam nadzieję, że one też mnie lubią.
taka jest moja nowa historia.
nie jestem przywiązana do życia, zwłaszcza takiej jakości.
to tyle chciałam powiedzieć w moje piąte urodziny.
nie wiem co napisać! tak się wk...łam po przeczytaniu Twojej urodzinowej opowieści, że szok!! to już zawsze będziemy skazani na takich patałachów i na uśmiech losu, czyli uda się czy się nie uda?? i na takie lekceważenie człowieka/pacjenta? na taką arogancję i jak piszesz "rutynę", ignorancję? wrrr
OdpowiedzUsuńw jakim szpitalu Ci te bajpasy robili? zresztą, w każdym można trafić tak samo :( trzymaj się pięciolatko
operację miałam w aninie.
Usuńwtedy tego nie wiedziałam, teraz wiem: każdy szpital kardiochirurgiczny specjalizuje się w czymś innym; anin w zastawkach, zabrze w przeszczepach a ja bajpasy powinnam mieć robione w olsztynie. poza tym w każdym szpitalu robią inne operacje,obok tych w których szpital sie specjalizuje, ale to tak jak się ktoś trafi z okolicy. ktoś taki jak ja. tyle, że obowiązkiem szpitala jest poinformowanie pacjenta o możliwości wyboru. mnie nie informowano, a przecież nie byłam w stanie agonalnym....
ja się tylko dziwiłam, ale nawet nie bardzo, dlaczego do tego szpitala zjeżdżają się ludzie z drugiego końca polski, żeby operować zastawki. teraz wiem.
hura ! jesteś Ewa :)
OdpowiedzUsuńszkoda tylko, że ze smutnym postem chociaż prawdziwym... niestety;
wiesz... naprawdę jak mam iść do lekarza to sraki dostaję... normalnie boję się.. mój tato pewnie też by żył gdyby nie zrobiono z niego królika doświadczalnego i podczas zabiegu spowodowali wylew... ech
masz rację...dobrze, że koty są bo to daje nam siłę i... może śmieszne wg. innych ale motywację do życia :)
moja mamcia zawsze mi mówi... masz być zdrowa bo kto zajmie się Twoimi kotami ? ( 11 sztuk ) i ma rację...
Ewa... trzymaj się kochaniutka... zdrowia życzę
buźka
ja do lekarza nie chodziłam prawie nigdy, chyba, ze na badania kontrolne do pracy. i czasem, ale to rzadkość jak mnie angina dopadła. teraz niestety do kardiologa, pulmunologa, ortopedy (też pozostałości po operacji) i do rodzinnej po recepty. z nią można pogadać, to bardzo mądra kobieta. wie więcej niż niejeden specjalista. w końcu w gminnym miasteczku lekarz musi znać się na wszystkim.
OdpowiedzUsuńEwo, nie wierzyłam własnym oczom, gdy zobaczyłam, że znów pojawiłaś się na blogu.
OdpowiedzUsuńNiestety, wiem, co potrafią i czego nie potrafią lekarze. Moja operacja też się nie udała, choć nie była tak poważna jak Twoja.
Pogodziłam się z tym, że muszę już tak żyć.
Trzymaj się i dawaj częściej znaki życia.
Groza bierze na myśl że trzeba będzie się kiedyś oddać w ręce takich patałachów :// Współczuję Ci bardzo :(
OdpowiedzUsuńMimo wszystko duuuużo zdrówka i moc radości z kociastych :D
Uściski ♥
Brak słów!Ewa,dobrze,że jesteś!masz rację, na sądy szkoda zdrowia. To jest mafia.która żre się między sobą ale w takich sytuacjach stoi murem za koleżką. Rodzinnego lekarza mam podobnego . Mogę z nim pogadać i faktycznie wie znacznie więcej niż psychiatra z ktorym ostatnio miałam nieprzyjemność.
OdpowiedzUsuńA koty są lekiem na całe zło i z pewnością odwzajemniają Twoje uczucia,chociaz pewnie wylewne nie są,jak to koty. Trzymaj się, pozdrawiam najserdeczniej!
Takie urodziny to ważna sprawa. Straszne i makabryczne miałaś przeżycia a wszystko co potem nastąpiło to faktycznie nowe życie. Podziwiam Twoją postawę i dystans. I pasję - koty, jeden właśnie u mnie leży na kolanach..
OdpowiedzUsuńTylko gdybyś nie znalazła si e wtedy tam....Trzymaj się, ściskam Cię mocnpo i radośnie.
Ewuś, brak mi słów ! Rozumiem teraz Twoje pewne komentarze. Kochana, mimo trudności i różnych dyskomfortów, żyjesz i jesteś dobrym Aniołem dla kotów i pewnie nie tylko dla nich. Życzę Ci kochana jednak dużo zdrowia i medycyna idzie do przodu, oby znalazło się coś i dla Ciebie ♥
OdpowiedzUsuńEwuniu, baardzo, bardzo jest mi źle i smutno po tym co przeczytałam. Lekarze... jak często oni zawodzą. Ściskam Cię mocno, trzymam kciuki, wierzę że się polepszy, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńdominiko, tak juz jest. jak się wali to z przytupem, przynajmniej u mnie. wokól mnie też. dzieki ci, choć wiem, ze się nie polepszy.
UsuńEwuś, kochana, brak mi pomysłów, jak Cię pocieszyć, bo widze co odpisujesz powyżej. Ja jednak życzę Ci polepszenia jakości Twojego życia;***
OdpowiedzUsuńNie rezygnuj z życia, jesteś na pewno bardzo ważna i potzrebna swoim najbliższym, nawet jeśli jedyne co możesz zaoferować to Twoja w ich życiu obecność. Spójrz na to w ten sposób, proszę, zrób to dla siebie i dla nich, a może odkryjesz, że warto jednak żyć tu mimo wszystko
Serdecznie Cię pozdrawiam ♥♥♥
i jeszcze jedno
OdpowiedzUsuńjedna z dziewczyn na blogu pisała , jak opiekowała się niepełnosprawną mamą przez kilkadziesiąt lat, ile ją to trudu kosztowało, nie miała zbyt dużo czasu na życie towarzyskie, a jednak jak mama odeszła, to zrobiła by jeszcze wiele, by dalej z nią być i się nią opiekować
na pewno jesteś tak samo ważna dla swoich najbliższych!!!
Mam nadzieję, że czujesz się lepiej. Ech lekarze to temat rzeka, nikt za nic nie odpowiada i nie można pociągnąć do odpowiedzialności za błąd. Ręce opadają.
OdpowiedzUsuńZajrzałam , co słychać dobrego ?
OdpowiedzUsuńzajrzałam, z nadzieją na nowy wpis;D
OdpowiedzUsuńDroga Ewo, wiem że nie można ufać lekarzom, doświadczyłam tego na własnych oczach. Konował leczył mi jaskrę, której wcale nie mam. Trzymaj się kochana, myśl pozytywnie, mam nadzieję, że ten lekarz pomoże Ci w trudnych dolegliwościach. Całuski.
OdpowiedzUsuńO Cudownie :) <3
OdpowiedzUsuńEwuniu to stary wpis i mam nadzieje,że już wszystko dobrze.Rany!czytam i mam ciarki.Co za koszmar!caluje Cie mocno
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu pierwszy raz skuszona idyllą bloga. Mazury są w moim sercu od dziecka, choć nie wywodzę się z nich nawet jednym korzeniem. I tu taka historia... Nie zdołałam Cię wcześniej poznać, ale ze słów taki bije ból, że chciałabym cokolwiek powiedzieć na pocieszenie jak najlepszemu przyjacielowi. Brak mi jakichkolwiek słów. Bo cóż słowa mogą w obliczu takiego nieszczęścia? Nic. Dlatego życzę Ci dużo zdrowia, ustawicznej pociechy z kociaków i pozdrawiam Cię serdecznie. Po prostu. Trzymaj się.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twojego bloga :) Genialny jest :0
OdpowiedzUsuń